◑
Australia
(2009–2010)(101P)
Zielona Góra, lipiec 2025
Fotografie z drugiej strony
Po kilku latach wracam do prac z Australii. Oglądam je z zaciekawieniem – nie po to, by przypomnieć sobie tamten czas, ale żeby zobaczyć siebie. Zobaczyć, jak widziałem, i kim teraz jestem. Nieoglądanie się za siebie to cenna umiejętność, ale refleksja nad własną pracą również ma swoją wartość. Wracam do tych zdjęć, bo je lubię. I nie widzę powodu, by dziś fotografować tak samo.
Nie widzę też powodu do radykalnych zmian. Ważniejsze jest dla mnie, by pozostać konsekwentnym i w zgodzie ze sobą. Żyjemy tylko chwilę, a przez krótki moment możemy oglądać świat. To wystarczający powód, by patrzeć uważnie – bez udawania, bez potrzeby bycia kimś innym.
Fotografowałem wtedy dwoma aparatami – równolegle na filmie i cyfrowo. Do dziś mam wątpliwości, czy używanie dwóch kamer jednocześnie nie rozpraszało zbytnio mojej uwagi. Na filmie pracowałem aparatem średnioformatowym 6×7 cm, z możliwością zmiany formatu na panoramiczny 24×65 mm. Byłem głodny obrazów, łapczywy i naładowany energią. Nic nie musiałem – po prostu robiłem to, co kocham: romantyczną robotę pod tytułem „szwędanie się z aparatem”.
Po wylądowaniu w Sydney i spędzeniu tam kilku tygodni, poleciałem na drugi koniec Australii – do Perth. Stamtąd wyruszyłem samochodem w stronę Uluru, dalej do Melbourne i z powrotem do Sydney. Można do fotografii podchodzić poważnie, z namysłem – i to ma sens. Ale ja nie lubię udawać. To, co spotykam i rejestruję, jest prawdziwe – przynajmniej dla fotografii.
Czasami przypadek sprawia, że zdjęcie nabiera innego znaczenia. Ale zawsze chodzi o jedno – o ulotność. To z nią mierzymy się na każdym kroku naszej pracy.
Na koniec dodam, że praca z dwoma aparatami zawsze kończy się kompromisem – coś kosztem czegoś. W tak długiej podróży nawet oszczędność materiału może nie przynieść korzyści.
Zielona Góra, July 2025
Photographs from the Other Side
After a few years, I return to my photographs from Australia. I look at them with curiosity—not to recall that time, but to see myself. To see my way of seeing. To understand who I was then, and who I am now. Not looking back can be a good thing, but reflecting on one’s own work has value too. I return to these images because I like them. And I see no reason to photograph the same way today.
At the same time, I see no reason for radical change. What matters to me is consistency and staying true to myself. We live only for a moment—and for a brief time, we are allowed to see the world. That in itself is enough of a reason to keep looking with attention, without pretending to be someone else.
Back then, I was using two cameras—shooting both film and digital at the same time. To this day, I question whether working with both formats at once was too distracting. The analog images were made with a medium format 6×7 cm camera, with an option to switch to a panoramic 24×65 mm frame. I was hungry for images, full of energy. I didn’t have to do anything—I just did what I loved: that romantic job of wandering around with a camera.
After landing in Sydney and spending a few weeks there, I flew across the continent to Perth. From there, I drove towards Uluru, then on to Melbourne, and finally returned to Sydney. You can always take photography very seriously, treat it as a weighty intellectual pursuit—but that’s not my way. I don’t want to pretend to be someone I’m not. What I encounter and record is real—at least in photographic terms.
Sometimes, an accident or unexpected moment gives a photograph a different meaning. But it always comes down to ephemerality—that’s what defines our work and our decisions.
In the end, working with two cameras always comes with compromise—one thing at the expense of another. On such a long journey, saving film might seem reasonable, but it doesn’t always pay off.
Australia
(2009–2010)(101P)